Plan na maraton pojawił się już pod koniec marca. Zdecydowało miejsce, opłata startowa i tanie bilety lotnicze z Katowic. Maraton był centralnym wydarzeniem wyjazdu, ale zostało również sporo sił na zwiedzanie!
Jak chyba każdy, uważnie śledziłem prognozy pogody tuż przed wyjazdem. Nie były optymistyczne. Przez trzy dni miało w zasadzie bez przerwy padać, a dodatkowo na niedzielę zapowiadano wiatr powyżej 20 km / h. Tym bardziej było to pechowe, że wszystkie przewodniki potwierdzały, że najmniej deszczowym miesiącem w Kijowie jest… październik! No cóż, pogody się nie wybiera. W dodatku często podczas zagranicznych wyjazdów aura nijak się ma do wcześniejszych prognoz. W sobotę, 8 października o 6:00 wystartowaliśmy z Katowic do Kijowa.
Lotnisko Żuliany na które lata Wizz Air to niewielki port lotniczy blisko centrum miasta, stąd bardzo szybko odbieramy bagaże, szybka kontrola paszportowa, wyrywkowa kontrola bagażu, która przytrafiła się akurat mnie i na trolejbus.
Na miejscu zaskoczyła nas… dobra pogoda! Choć było chłodno, kilka stopni powyżej zera, to przede wszystkim sucho! Za trzy hrywny (45 groszy) dojeżdżamy w okolice naszego hotelu. Na miejscu zostawiliśmy bagaże i ruszyliśmy na metro, by dostać się do Parku Puszkina. Tam znajdowało się biuro zawodów oraz Expo. Samo metro w Kijowie to również temat na osobny wpis – bardzo głębokie, budowane w czasach Związku Radzieckiego. Miało być ew. schronem na czas III wojny światowej. Tu obsługujemy się… plastikowymi żetonami. Aktualnie cena ciut wzrosła i wynosi 4 hrywny za żeton – 60 groszy.
W trakcie Expo niezwykły harmider, mnóstwo ludzi. Kijowski maraton to nie tylko koronny dystans 42,195 km, ale również półmaraton, 10 km, 5 km, sztafety, biegi dla dzieci…. Co ważne, uczestnicy maratonu i półmaratonu by odebrać pakiet musieli obowiązkowo posiadać zaświadczenie lekarskie z ostatnich kilku miesięcy wystawione przez rekomendowane placówki medyczne. Ja jako obcokrajowiec musiałem obowiązkowo posiadać ubezpieczenie od uprawiania sportu, którym również musiałem się okazać przy wejściu do biura zawodów. Kosztowało mnie to lekko powyżej 10 złotych.
W pakiecie jedynie numer, ulotki i voucher 20 euro na lot Wizz Air. Co ciekawe, kwota vouchera jest wyższa niż cena samego pakietu startowego, a w moim przypadku bon zostanie z pewnością szybko wykorzystany! Z gadżetów jedynie silikonowa bransoletka Wizz Air oraz PZU. Tak, tak, nasza rodzima firma jest obecna ukraińskim rynku i również zaczyna się promować przy okazji imprez biegowych. Oryginalna, z cyrylicą 🙂 Organizatorzy nie bawili się w zbędne pierdoły, a dla przypomnienia, w przeliczeniu z hrywien, cena pakietu wyniosła mnie 82 zł.
Czym szybciej opuściliśmy Expo i wybraliśmy się na obiad do popularnej Puzatej Haty znajdującej się nieopodal biura zawodów, przy stacji metra Shuliavska. Tu będziemy zaglądać również w pozostałe dni, gdyż w samym Kijowie mają kilka lokali, a miejsce jest bardzo tanie i rewelacyjne! Jedzenie wybieramy samodzielnie wskazując odpowiednie dania obsłudze. Koszt obiadu z deserem to ok. 10 złotych. Wzrasta, jeśli wybieramy surówki – te nieproporcjonalnie drogie w stosunku do reszty rzeczy! Jedzenie bardzo smaczne, czysto i jak to na Ukrainie – tłusto. Puzata Hata to rodzaj jadłodajni na wysokim poziomie! Zbiera bardzo wysokie rekomendacje na TripAdvisor.
Pokręciliśmy się po mieście i wróciliśmy do hotelu, gdyż trzeba było nabrać sił przed zawodami, a w dodatku zaczęło padać…
Rano pobudka, metro. Na Majdanie od rana zbiera się coraz większa liczba osób, jednak deszcz oraz silny wiatr skutecznie przeszkadza rozstawiającym namioty. Ludzie okupują nieliczne zadaszone miejsca, pogoda nieciekawa. Na starcie podobnie jak na Rynku w Krakowie, przebieralnie i depozyty pod chmurką, więc ciężko było przygotować się do startu. Z racji kolejki do namiotów wybieram (jak wielu innych) miejscówkę na pomniku w centralnej części Majdanu, otoczonego dookoła zniczami – pamiątka po ostatnich barykadach z 2013 roku (euroMajdan). Wieje, pada, więc w ostatniej chwili zmieniam koncepcję – postanowiłem ubrać się t-shirt i cienką kurtkę. To chyba uratowało mi po części życie…
Ustawiam się w strefie startowej na 3:30 z myślą o solidnym zejściu poniżej. Jeszcze wtedy liczę, że pogoda będzie tylko lepsza. Hymn państwowy, część osób odśpiewuje go z przyłożoną do piersi dłonią. Po nim spiker energicznie wypowiedział kontrowersyjne zawołanie: Sława Ukrajini! i odpowiedziało średnio gromkie Herojam Sława! Odliczanie, start!
Ruszamy jednocześnie z osobami robiącymi półmaraton, więc po starcie dość ciasno, ale po kilometrze robi się już nieco luźniej. Spiker oczywiście apelował 20 razy o ustawianie w strefach czasowych, ale jak zwykle duża część biegaczy ma to gdzieś. Trasa poprowadzona wśród najciekawszych atrakcji Kijowa, stąd na wrażenia estetycznie nie można narzekać. Tym bardziej, że zaczęło już tylko lekko mżyć, zrobiło się nawet ciepło pod kurtką, a emocje buzowały. Już na początku okolice stadionu Dynama Kijów, Ławra Peczerska oraz monumentalny pomnik Matki Narodu w otoczeniu licznych czołgów i socrealistycznych pomników. Mamy je podczas biegu na wyciągnięcie ręki.
Kolejno 8 – kilometrowy odcinek przez most na Dnieprze na lewobrzeżną część Kijowa i z powrotem (takie krakowskie błonia na nabicie potrzebnych kilometrów 🙂 ). Następnie ciekawe zakątki południowej części Kijowa, stadion Olimpijski i wbiegamy na słynny Chreszczatyk i Majdan Niezależności. Tą pętlą ma linii startu kończą połówkowicze, a maratończycy ruszają dalej dedykowaną linią wyznaczoną przez barierki, tym razem na zwiedzanie północnej części miasta. Poprowadzenie w ten sposób trasy jest rewelacyjnym pomysłem – nie robi się dwóch identycznych pętli, a na półmetku można jeszcze raz przebiec się główną arterią miasta z dużym dopingiem osób towarzyszących biegaczom.
Tu z mojej strony kończy się podziwianie okolicy. Przez cały czas pada i mocno wieje, robi się coraz bardziej deszczowo i chłodniej. Już od tego momentu zaczyna się walka z trasą i warunkami pogodowymi. Skutecznie zgubiłem w pierwszej części pacemarkerów na 3:30, ale nieubłaganie zaczęli się zbliżać. Asfalt skutecznie zalany wodą, a po ulicach zaczęły płynąć coraz większe rzeki. Nogi co rusz lądowały w niewidzialnych dziurach, z butów przy każdym kroku wylewała się woda.
Kijów jest górzysty, na całej trasie spora liczba podbiegów i zbiegów. To powodowało, że na przecinkach ulic trzeba było liczyć się z prawdziwymi potokami płynącymi z góry. W okolicach 28 kilometra dogoniła mnie grupa 3:30 i za wszelką cenę postanowiłem się jej trzymać. W okolicach 30 kilometra nogi miałem już pospinane jak po maratonie. To przez mocno siłowe bieganie – podbiegi oraz walka z wiatrem. Udało się jednak skutecznie utrzymać równe tempo. Pacemarkerzy trochę mocniej podkręcili szybkość, więc przed metą zaczęli nieco zwalniać. Udało się ich minąć i skończyć minutę przed nimi. Na ostatnim odcinku żona podała mi przygotowaną wcześniej flagę i dumnie można było wbiec na metę z biało – czerwonymi barwami.
Czym szybciej pędzę do namiotu, ubieram suche ubrania. Nie ma gdzie schować się przed wiatrem i deszczem, a przebierać trzeba się w przepełnionym namiocie z mnóstwem wody w środku. Odpuszczam maratoński posiłek pod chmurką – przemarzłem mocno, więc jedzenie załatwiam w Puzatej Hacie, która znajduje się przy Majdanie. Nie tylko ja. Liczna brać biegowa zasila się ciepłymi, treściwymi zupami. Teraz już marzę tylko o jak najszybszej ewakuacji i jak najszybszym dotarciu do hotelowej łazienki i gorącym prysznicu.
Sama impreza byłaby niesamowicie udana, gdyby nie feralna pogoda. Mimo gorszego czasu niż zakładałem, udało się skończyć zawody na 98 miejscu spośród prawie 630, które ukończyły maraton. Niesamowite były dziewczyny, które obstawiały trasę. Pozakrywane płaszczami foliowymi uśmiechały się do każdego i uśmiechem od ucha do ucha kierowały biegaczy na licznych zakrętach. Taki dedykowany uśmiech daje dużo więcej niż kibicujący przy trasie ludzie. Przy takiej liczbie uczestników (630 w maratonie), zwłaszcza w drugiej połowie stawka mocno się przerzedziła i były momenty, że nie widziałem nikogo przed sobą.
Oczywiście Kijowowi daleko od większości naszych imprez pod kątem bufetów na trasie. Krótkie, nie było wiadomo co jest na stołach, po banany sięgałem samodzielnie, bo nie nadążali kroić. Izotonik pojawił się chyba tylko dwukrotnie, ale był tak rozwodniony, że ciężko było wyczuć charakterystyczny smak. Kijów to mocno korkujące się miasto, stąd większość podróżuje metrem, które również jest bardzo mocno oblegane. Z tego względu policja puszczała ruch na dużych skrzyżowaniach pomiędzy biegnącymi osobami. Było czasem zabawnie, kiedy ostatni samochód przejeżdżał skrzyżowanie tuż przede mną. Wszystko to przy uśmiechach samych policjantów i przy głośnym trąbieniu kierowców – nie wiem czy dla dopingu, czy z nerwu na wariatów paraliżujących w niedzielę miasto.
Poniedziałek to niestety znowu deszcz i wiatr, ale pogoda już jednak ciut lepsza niż w niedzielę. Od rana ruszyliśmy na zwiedzanie Kijowa, przez co nogi nie miały pomaratońskiego wolnego. Dzięki temu mocno nie bolały 🙂
5 komentarzy. Zostaw komentarz
Też brałem udział. Fatalna pogoda, wyjątkowo ciężkie warunki i przepiękne, niedoceniane przez turystów miasto.
Cześć a jak z tym ubezpieczeniem? Szukam takiego, które obejmowałoby udział w zawodach startowych z uwzględnieniem lekkiej atletyki (bo takie wymagania podaje organizator), ale nie mogę znaleźć ubezpieczyciela, który oferowałby takie uwzględnienie.
Kiedy byłem 2 2016 roku, w biurze zawodów znajdował się punkt PZU (są obecni w UA) i można tam było takowe kupić.
Ja kupiłem wcześniej w Signal Iduna – standardowa polisa + zwyżka za wyczynowe uprawianie sportu. W skład tego „wyczynowego” uprawiania sportów z kategorii biegów wchodzą właśnie półmaratony oraz maratony.
Bardzo dziękuję za szybką odpowiedź 😉
Gdybyś jeszcze miał jakieś podpowiedzić to będę wdzięczny 🙂 No i liczę na lepszą pogodę w tym roku 😀
Nic szczególnego nie przychodzi do głowy 🙂
Gdybyś miał pytania – pisz w komentarzach bądź przez formularz kontaktowy!