Maraton w Koszycach – najstarszy w Europie, drugi najstarszy na świecie. Po ubiegłorocznym odwołaniu udziału obcokrajowców, przyszedł czas na podejście numer 2.
Historia organizowania maratonu w Koszycach sięga 1923 roku. Z tego względu Słowacy nie odpuścili w czasie pandemii i zorganizowali go w tradyycjnym, jesiennym terminie. Sam łudziłem się do samego końca, że tam dojadę. W kadłubowej formie odbył się maraton w Warszawie, a z Koszyc co rusz otrzymywałem aktualny newsletter i ankiety dotyczące przyjazdu i pobytu w Koszycach.
Nic z tego, dosłownie na kilka dni przed imprezą zdecydowano się na odwołanie uczestnictwa obcokrajowców. W okrojonej liczbie uczestników maraton wystartował, aby zachować ciągłość tej historycznej imprezy.
Kosice Marathon 2021
W tym roku musiało być lepiej. Szczepienia, oswojenie z pandemią, organizacja coraz liczniejszych biegów i bogata oferta polskich imprez. Do końca Słowakom nie ufałem, stąd plan zapasowy to start tydzień wcześniej w Maratonie Warszawskim. Od organizatorów przychodziły powiadomienia, ankiety, np. te dotyczące szczepień. Na dwa tygodnie przed imprezą przyszło potwierdzenie udziału oraz numer startowy, więc nic nie mogło już stanąć na drodze.
Droga z Częstochowy długa – mimo zaledwie 400 kilometrów, przez roboty drogowe skutecznie się wydłuża, dlatego ruszyliśmy wcześnie rano w sobotę.
W godzinach popołudniowych udało nam się dojechać do zarezerwowanego hotelu w Koszycach. Przyzwyczajeni do podróżowania po Polsce nawet nie pomyśleliśmy o maskach, a tu zonk – wyraźna prośba w recepcji o założenie maski. Wszystko OK z tym, że proces zameldowania trwał jakieś 20 minut… Pani wpisywała chyba wszystkie dane znajdujące się na obu dowodach osobistych. Drugi szok – tradycyjna prośba o przedłużenie doby hotelowej w niedzielę (prysznic po biegu) spotkała się z tradycyjną akceptacją, ale z zastrzeżeniem, aby wymieścić się do 14:00, bo hotel jest… zamykany 🙂 Otwierał się ponownie w poniedziałek. Na miejscu cisza i spokój, mało turystów, a w recepcji dowiedzieliśmy się, że poza nami są trzy słowackie rodziny, które również przyjechały na maraton.
Piękna jak na październik, słoneczna i ciepła pogoda spowodowała, że do Kulturparku po pakiet startowy ruszyliśmy na nogach. Kolejnym szokiem było dla nas to, że sporo osób chodziło na zewnątrz w maseczkach, a w środkach komunikacji praktycznie wszyscy mieli jednakowe maseczki – charakterystyczne „dziubki” z filtrem FFP2.
Kulturpark – pakiet startowy
I to największe zaskoczenie. Odbiór pakietów startowych odbywał się na terenie Kulturparku. Przed wejściem do środka ustawiła się kolejka, a każdy z uczestników miał sprawdzany certyfikat Covidowy. Osobna dla półmaratonu i szatefet, osobna dla maratonu.
Kolejka bardzo wolno przemieszczała się do przodu, co spowodowało, że stałem w niej kilkadziesiąt minut… Okazało się w środku, że pakiety na maraton są wydawane tylko z jednego stanowiska, a organizatorzy bardzo dbali, by na hali nie przebywało więcej niż kilka osób, stąd obsługa na bieżąco wpuszczała tylko pojedyncze osoby.
Pakiet w wersji standard to numer startowy, agrafki i papierowy informator imprezy. I to akurat na duży plus, gdyż dodatkowe gadżety były zwyczajnie dodatkowo płatne – dla chętnych. Koszulki imprezy dostępne były w wersji termicznej oraz standardowej, w cenie 20 i 25 euro. Dodatkowo każdy z biegaczy otrzymywał bransoletkę, która dawała mu wejście do konkretne strefy startowej. O przydziale do strefy świadczył deklarowany czas oraz fakt szczepienia.
Po odebraniu pakietu ruszyliśmy na późny obiad / kolację do centrum Koszyc. Samo miasto okazało się niesamowite, mnóstwo biegaczy z rodzinami, a na starcie wszystko już przygotowane, gdyż kończył się właśnie organizowany w sobotę bieg rodzinny.
Przedłużający się odbiór pakietu i bardzo późny, ciężki posiłek spowodował małe problemy dnia następnego, ale tak to jest, kiedy po ponad 25 maratonach człowieka zjada rutyna…
03.10.2021 – 98. Kosice Marathon
Już w nocy ciężko było na żołądku po sobotnim burrito oraz dużej pizzy. Udało się wcześnie rano zebrać, zjadłem standardowe śniadanie, ale brak głodu po wstaniu zwiastował obciążony żołądek. Do Kulturpaku z Hotelu Kosice miałem kilka kilometrów, odpaliłem aplikację Bolta, ale taksówki zajęte.
Na szczęście po przejściu kilkuset metrów na mojej drodze znalazły się wolne hulajnogi, stąd właśnie hulajnogą Bolta ruszyłem do Kulturparku. Byłem na tyle wcześnie, że spokojnie mogłem się przebrać i zostawić rzeczy w depozycie. Tu już nie było takich cyrków jak dzień wcześniej, gdyż wolontariusze przyjmowali worki na zewnątrz.
Rozgrzewka jeszcze w bluzie z długim rękawem, ale już przed samym startem zostawiłem ją na dedykowanym stoliku.
Uczestnicy biegu byli wpuszczani do odpowiednich stref, klatek. Przed wejściem do klatki obowiązkowa dezynfekcja dłoni i zakładanie maseczek. Tu już każdy szalał jak mógł, łącznie z zasłaniem ust i nosa bufami/kominami. Ja skutecznie się od tego wymiksowałem. Na 2 – 3 minuty przed startem moja strefa została wypuszczona z klatki pod bramę startową i ruszyliśmy.
II połówki
W Koszycach dwa razy biegnie się pętle 21km. W swoich początkowych startach podchodziłem do tego różnie, aktualnie bardzo dobrze biega mi się na takich trasach. To co najbardziej mnie zaskoczyło to… tłumy ludzi, w zasadzie przez całą trasę biegu. Widać, że w Koszycach jest to coroczne święto i całe miasto żyje tą imprezą. Ostatni raz coś takiego widziałem w Atenach czy Barcelonie.
Start ze Starego Miasta, które w Koszycach jest przepiękne. Ja oczywiście na początku jak młody Bóg, ale żołądek przypomniał o sobie, kiedy po 10 kilometrze pierwszy raz napiłem się wody. To spowodowało, że treść pokarmowa zaczęła dać znać o sobie, a mój bieg od tego czasu to praktycznie nieustanne przelewanie się w żołądku. Drugi raz skusiłem się na wodę dopiero dobrze po połowie maratonu. Był to mój pierwszy maraton w historii, który przebiegłem w zasadzie bez wody, żelu czy kawałka banana. Do tego stopnia brakowało siły, że na 37 kilometrze przeszedłem do marszu i potrzebowałem dobrych 2 minut, aby odzyskać ostrość widzenia 🙂
Pierwsze okrążenie dość luźne, bo startowali maratończycy, kiedy zaczynałem drugie zderzyłem się z tłumem osób, które zamykały tyły półmaratonu. Trochę irytowało mijanie ludzi zwłaszcza, że musiałem ostro nakręcać i przeciskać się. Dopiero w drugiej części trasy było już pod tym kątem spokojniej.
Na metę w zasadzie wszedłem, zatrzymałem się przed samym finiszem bo nie mogłem się już doczekać końca mojej męczarni. Genialna strefa finiszowa, bo medal (do ręki – Covid), banany, baton, woda, piwo bezalkoholowe. Piękna pogoda spowodowała, że bardzo przyjemnie było wracać pod maratonie na nogach do hotelu, a stamtąd już na spokojnie na polską stronę na nocleg do Bukowiny Tatrzańskiej.
W Koszycach doświadczyłem kilku nowych rzeczy:
- drugi raz zdarzyło mi się przejść do marszu w trakcie biegu (pierwszy raz dawno temu w Dębnie)
- pierwszy raz wszedłem na metę
- pierwszy raz przeleciałem cały dystans bez zasilania
Jak na te wszystkie przeciwności losu i wysoką temperaturę powietrza, jestem mega zadowolony i dumny z osiągniętego czasu (do dzisiaj nie wiem co mnie na ten wynik niosło). W zasadzie powtórzyłem tegoroczny wynik z początku roku z Bliżyna.
W generalce zająłem 95 miejsce na 1100 osób kończących bieg.