Bieganie w końcówce listopada – to cud, że dopisała taka pogoda! Było zimno, ale świeciło słońce i do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy jak się ubrać.
W Bełchatowie zjawiła się rekordowa liczba osób, przez co na Hali Energia było jak w ulu. Po pierwsze kolejki pod odbiór zestawów, a także dużo osób na korytarzach i trybunach.
Nie ma co się dziwić, nikt się nie palił do wyjścia na dwór, gdyż mimo pięknej pogody, było chyba ze 2 – 3 stopnie powyżej zera i wiał chłodny wiatr.
Okazało się, że do naszego stanowiska nie było zbyt dużej kolejki, stąd błyskawicznie odebraliśmy zestawy startowe – ja na 15 km, a Beata zestaw startowy na piątkę. Przyjemnie zaskoczyło wyposażenie pakietu, gdyż poza pamiątkową koszulką techniczną, dodawane były również chusty, z których dużo osób skorzystało.
I pojawił się dylemat. Ubiór! O tej porze roku ciężko ocenić. Nauczony doświadczeniem postawiłem na minimalizm i to samo doradziłem żonie. Lepiej trochę zmarznąć, niż przegrzać się na trasie. Decyzja ta nie była jednak łatwa, a kurtki do samochodu postanowiliśmy wrzucić dosłownie cztery minuty przed startem!
Start rozpoczął się punktualnie, a na pierwszych metrach było na prawdę ciasno! Trzeba było włożyć trochę energii, by znaleźć swoją ścieżkę i sukcesywnie mijać wolniejszych.
15 – tka w Bełchatowie to trzy pętle, każda po 5 kilometrów. W okolicach startu wystarczająca liczba wody, choć z racji temperatury nie skorzystałem.
Widać było, że bieg nie jest organizowany po raz pierwszy. Organizatorów w zasadzie prawie nie było widać, a to oznaka tego, że wszystko grało jak należy. Do Bełchatowa z pewnością wrócimy w przyszłym roku chociażby ze względu na porę roku – pod koniec listopada ciężko szukać jakiegoś biegu w okolicy.
Udało mi się również skończyć zawody z dobrym czasem 01:07:05, co chyba niestety odbiło się na ostrej infekcji gardła.
Kilka naszych fotek z zawodów oraz filmik.