Kto nie słyszał o Pompejach? To jeden z najliczniej odwiedzanych zabytków na świecie. Po takich informacjach z dużą dozą niepewności zapuściliśmy się do wyniszczonego przez Wezuwiusza miasta. Nasze obawy wyparowały wraz z opuszczeniem pociągu, który po czterdziestu minutach od wyjazdu z głównego dworca w Neapolu melduje się na Pompei Scavi.
Oczywiście sława Pompei to miód na wszelkiego typu naciągaczy i koników, którzy już od samego dwroca oferują bilety i wejściówki. Omijamy ich szerokich łukiem i kierujemy się w stronę głównego wejścia. Jeśli nie zaopatrzyliście się w wodę mineralną, warto to zrobić teraz. Co prawda zimna, oszroniona butelka w środku lipca kosztuje sporo w okolicznych sklepikach, ale będzie to nieodłączny towarzysz podczas spacerów lokalnymi uliczkami.
Pierwsza wskazówka – wybierzcie się odpowiednio wcześnie! Wszelkiego typu wycieczki objazdowe, które tłumnie odwiedzają Pompeje zajeżdżają tu ok. 10:00 – 11:00 i później. Dzięki wcześniejszemu przyjazdowi, w kolejce odstaliśmy może jakieś 10 minut. Co ważne, nie ma tu żadnych problemów z zapłatą za bilety kartą. Wchodząc na teren muzeum przez bramkę przy której stoją strażnicy, można również skorzystać z depozytu. My wykorzystaliśmy go na wózek dla dziecka oraz kilka zbędnych pakunków, które wzięliśmy ze sobą na całodzienną wyprawę.
Jeśli ktoś zastanawia się nad eliminacją niepotrzebnych wstępów podczas wyprawy na południe Włoch i zastanawia się nad Pompejami – z góry oświadczam – warto! Po terenie niesamowicie zachowanego miasta poruszaliśmy się z małym dzieckiem, w samym środku wakacji. Cień zawsze się znajdzie i samo przejście dla średnio wyrobionych piechurów nie będzie problemem. My ograniczyliśmy swoją wizytę do jednego do południa. Dla wytrwałych, lubiących historię i chcących się zagłębiać w każdy kąt, proponuję wygospodarować większą część dnia.
Na ogromnym terenie znajduje się oczywiście budynek z gastronomią, w którym można chociażby skorzystać z toalet.
Foty: