Bieganie

Maraton w Bliżynie – atestowana trasa w czasie pandemii

Mój pierwszy od 2019 roku roku maraton na atestowanej trasie 42,195 kilometra. Kto by pomyślał, że tyle czasu trzeba będzie czekać na upragniony start i sprawdzenie swojej formy.

Pandemia koronawirusa wywróciła świat imprez biegowych do góry nogami. Plus był taki, że spora liczba wolnego czasu pozwoliła na zrobienie rekordowej liczby kilometrów w 2020 roku. Do tej pory marzec 2020 roku to wg mojego Garmina najbardziej obfity miesiąc jeśli chodzi o liczbę biegowych kilometrów i kroków. Kiedy inni siedzieli zamknięci w domach w obawie przed wirusem, ja po prostu na całego biegałem.

W zeszłym roku oczywiście odbywały się imprezy biegowe w sezonie wakacyjnym. Sam wystartowałem w Silesian Marathon (ale to terenowy maraton, nie typowy – uliczny) czy w Kieleckim Biegu Górskim. Zawsze jednak wczesną wiosną, a później jesienią startuje w tradycyjnych, asfaltowych biegach na maratońskim dystansie.

Bliżyn Maraton

Przeglądając kalenadarz na maratonypolskie.pl natrafiłem na bieg pod hasłem „I Świętokrzyski Maraton Dookoła zalewu Bliżyńskiego”. Organizator wydarzenia – Rafał Czarnecki – na swoim profilu na Facebooku zapewniał, ze ma zielone światło i maraton się odbędzie. Jedyna rzecz, która mnie blokowała – trasa. 17 okrążeń wokół zalewu, w dużej części po kostce brukowej. Swoim pomysłem podzieliłem się z żoną, a ta stwierdziła, że jedziemy mimo, że to z mojej strony akt rozpaczy. Nie wyobrażałem sobie psychicznej męki pokonywania tych okrążeń, ale na bezrybiu maratonów w formule jako takiej rywalizacji zdecydowałem się, że jedziemy.

Maraton to zawsze święto, więc ruszyliśmy w okolice Bliżyna dzień wcześniej. Pospacerowaliśmy po Skarżysku – Kamiennej oraz okolicach i przenocowaliśmy w hotelu w Suchedniowie. 8 maja był datą ponownego otwarcia obiektów noclegowych.

9 maja 2021

Po śniadaniu ruszyliśmy nad zalew do Bliżyna. Do pokonania mieliśmy tylko kilka kilometrów. Na tle deszczowej i chłodnej soboty, niedziela zapowiadała od rana piękną, słoneczną pogodę.

Familijnie. w momencie naszego przyjazdu rozkładano punkt z wodą – dzięki temu na trasie można było aż 16 razy pić 🙂 Obok pusty stół, na którym każdy mógł wstawić swoje odżywki. Nie skorzystało z niego zbyt wiele osób, gdyż podobnie jak ja, większość osób przyjechała ze swoim supportem, który podawał żele czy banany na trasie.

Start odbywał się w falach co 1 minutę. Wszystko wg Covidowych wytycznych 🙂 Przydał się również z tego powodu, że trasa ma ograniczoną przepustowość, a tak stawka bardzo ładnie się rozciągnęła.

Od samego początku dobrze szło i co ciekawe, kółka leciały. Największa obawa z mojej strony okazała się drobnostką i lokalnym folklorem. Robienie kolejnych pętli nie robiło większego problemu, zwłaszcza, że przez cały bieg miało się kontakt z rodziną 🙂 Pierwszy raz w taki sposób pokonywałem maraton i miało to swój urok. Ktoś, kto leciał na wynik musiał jednak mocno pilnować zegarka. Brak zająców i mijanie zawodników było pewnie dla czołówki wyzwaniem.

Szczegóły z trasy zobaczycie na filmie znajdującym się na dole wpisu.

Czarnecki Run Team

Już pierwsze minuty spędzone w Bliżynie dały zauważyć, że impreza jest zdominowana przez samego organizatora w osobie Rafała oraz zawodników jego teamu. „Firmowe” koszulki, rodzina zaangażowana w organizację. Wycieniowane dziewczyny i chłopaki pozwalały domniemywać, że będzie tu mocne bieganie. I było! Ze 120 biegaczy aż 90 pobiegło poniżej 4 godzin. 22 zawodników złamało trójki, czyli co szósty biegacz 🙂 Czołowe pozycje w kategorii OPEN zajęli zawodnicy i zawodniczki Czarnecki Run Team.

Podsumowanie

Wow, niesamowite, gratuluję, że udało się zorganizować imprezę w dobie ograniczeń epidemicznych. Regulaminowo odbyła się ona w formie treningu z pomiarem czasu. Uśmiech na twarzy, specyficzna grupa osób (sportowców) spowodowała, że po ciężkiej zimie, otoczeni stadem zamaskowanych osób, można było się w końcu poczuć jak za starych, dobrych czasów. I to nie w lesie, a na otwartym terenie.

Pogoda? Zawsze dobra, choć było bardzo słonecznie i ciepło jak na maraton (ja akurat lubię). Problem w tym, że był to pierwszy tak ciepły i słoneczny dzień od jakiegoś czasu, skóra nieprzyzwyczajona i od polewania głowy wodą spaliłem skórę pod włosami! Przez dwa dni ból przy myciu, a w połowie tygodnia zlazła.

Jak na warunki biegu – silny wiatr, kostka, zrobiłem to w 3 godziny i 7 minut, z czego jestem bardzo zadowolony. Teraz tylko trzymać kciuki, by nic nie wróciło na jesień. Na październik zaplanowany i opłacony, przełożony z zeszłego roku maraton w Koszycach. Z tego względu trzeba teraz wypatrywać jakiegoś ciekawego maratonu w pierwszej połowie września.

Wszystkich ludzi, których napotkaliśmy w dniu zawodów byli bardzo pozytywnie zakręceni. Również rodzina Rafała, w tym tata Boguś, którego poznaliśmy parkując samochód nad zalewem.

Osobna dedykacja dla spikera zawodówJacka Tarnowskiego (nazwisko komentatora znalazłem na blizyn.pl). Z początku do ciągłego mówienia byłem nastawiony neutralnie, ale z biegiem czasu człowiek zyskiwał u mnie coraz większą sympatię. Takiego pozytywnego gaduły dawno nie spotkałem! Dzięki temu przy okazji maratonu dowiedziałem się o zerwaniu przez wodę z zalewu mostu kolejowego, a majorze Hubalu czy pochodzeniu z Bliżyna Edwarda Osóbki-Morawskiego – czołowego polityka PKWN… 😉

Dystans: 42,195 km. Czas netto: 03:07:23

Zobacz również

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wypełnij to pole
Wypełnij to pole
Proszę wpisać prawidłowy adres e-mail.

Tomasz Filak

Cześć,
Blog o tematyce biegowo – rowerowej. Trochę o biegach, maratonach, a także filmy z ciekawych tras rowerowych.
Zawodowo zajmuję się turystyką.