Dopiero mój drugi sezon startowy, ale bardzo owocny i wzbogacony o kolejne doświadczenia z górami. Startowałem dużo, generalnie padały życiówki na popularnych dystansach, ale w przyszłym roku liczbę imprez będzie trzeba chyba trochę ograniczyć 🙂
Napisałem chyba, gdyż teraz jestem o tym przekonany, a później w amoku sezonu może być różnie. W tym roku odpuściłem sobie już biegi w listopadzie. Rozważałem pierwotnie nawet Półmaraton Świętych Mikołajów w Toruniu (do trzech razy sztuka – co rok się zapisuje i jest to jedyna impreza którą zapisany i opłacony opuszczam), ale szybko doszedłem do wniosku, że nie ma sensu jechać przez pół Polski. Udało się nawet trochę odpocząć na początku miesiąca i zrobić sobie pełną regenerację połączoną ze sporą ilością spacerów, masowaniem stóp na piasku oraz dobrą dietą.
Zanim rozpoczął się nowy sezon, od końca poprzedniego systematycznie trenowałem. Nie było klasycznego roztrenowania, w końcu jestem zwykłym amatorem. Po lekturze artykułu z Runners World postawiłem jednak w jesienne i zimowy wieczory poświęcić więcej czasu na ćwiczenia okołobiegowe – czyli mięśnie brzucha (planki), wzmocnienie korpusu, obręczy barkowej i stabilizacja.
Rok 2015 rozpoczął się dla mnie w Żywcu, gdzie pierwszy raz miałem do czynienia z półmaratonem w górach. Trasa, która z początku lekko przerażała, okazała się do przebiegnięcia i w całkiem niezłym czasie w stosunku do innych połówek udało się ją skończyć.
Później pierwsza duża niewiadoma, czyli drugi w życiu maraton. Solidnie zszedłem poniżej czterech godzin, więc już wiedziałem, że przepracowana zima nie poszła na marne. Miesiąc po maratonie wystartowałem w półmaratonie w Opolu i zrobiłem tam swoją życiówkę na tym dystansie. Miesiąc później startowałem na połówce we Wrocławiu i tam poprawiłem wynik o kolejne 2 minuty.
Półmaraton Opolski – amfiteatr
Największą przygodą były jednak starty w terenie – bardzo dobrze wspominam 23 – kilometrowy bieg w Kielcach (niby góry niewielkie, a podbiegi momentami były naprawdę niezłe!) oraz klasyka biegacza, czyli Szklarska Poręba i Wielka Pętla Izerska – półmaraton rozgrywany na popularnej, górskiej trasie. W wakacje z typowo górskich biegów wystartowałem jeszcze w półmaratonie w Wadowicach.
Ciekawym doświadczeniem był również półmaraton Suhara rozgrywany na pustyni błędowskiej. Wyszło tych kilometrów trochę więcej, ale każdy miał do przebiegnięcia tyle samo 🙂 Niewielka, bardzo kameralna impreza, a rodzaj nawierzchni powodował, że często biegaczy nie było widać ani z przodu, ani z tyłu! Morderczy 39 stopniowy upał, piach, piach, piach. Dałem radę i skończyłem go w blisko dwie i pół godziny. Dodam, że zwycięzca dobiegł w 2 godziny i 3 sekundy 🙂
Jesień to już czas kluczowych imprez, czyli maratonów wliczanych do zdobycia Korony Maratonów Polskich (pięć największych maratonów w ciągu maksymalnie dwóch lat). Z mocnym nastawienie biegłem we Wrocławiu poprawiając życiówkę, ale nie osiągając wymarzonych 3 godzin i 30 minut, ale dokonałem tego miesiąc później na maratonie w Poznaniu meldując się na mecie blisko 3 minuty wcześniej niż zakładany czas.
Ostatnim akcentem, dwa tygodnie po maratonie w Poznaniu był krakowski Półmaraton Królewski, który w przyzwoitym jak na ten rok czasem skończyłem i postanowiłem zrobić sobie 2 tygodniowy, biegowy urlop.
II Cracovia Półmaraton Królewski
Oczywiście jak chyba spora rzesza zapaleńców, przeglądam kalendarz i myślę o imprezach na kolejny rok. Pozycją numer jeden będzie z pewnością Maraton w Dębnie, mój ostatni do zdobycia Korony Maratonów. Tydzień wcześniej są święta, więc będzie to chyba pierwsze sprawdzenie aktualnej formy. Z pewnością chciałbym bardziej postawić na biegi w górach. Myślałem już nawet o Maratonie Podhalańskim, który w tym roku będzie odbywał się w maju.
Chciałbym ponownie zajrzeć w Karkonosze, tym razem na nieco dłużej i połączyć bieganie np. w Maratonie Karkonoskim z łażeniem w górach. W najbliższej okolicy z pewnością ponownie będzie rozgrywany kielecki bieg górski, może uda się jeszcze zajrzeć w okolice Kotliny Kłodzkiej. Nie mam jednak zamiarów mierzyć z kolejnym życiówkami w maratonie na tradycyjnym asfalcie. Jeśli już, to poza Dębnem być może zajrzę na Maraton Warszawski. Plany jak zwykle weryfikuje życie, więc póki co czekam do 1 stycznia na otwarcie zapisów na Dębno, a później się zobaczy 🙂