Bieganie

33 Spar Budapest Marathon

Drugi w tym roku zagraniczny maraton. Tym razem stolica Węgier i wyprawa samochodem na weekend nad Dunajem.

Tydzień przed maratonem dopadła mnie jelitówka. O tyle mocno byłem tym zdenerwowany, że nigdy takie rzeczy mnie nie łapią. Gorączkę miałem w sobotę i niedzielę. Nic nie jadłem przez dwa dni. Po prostu całkowity brak apetytu i skurcze żołądka. W tygodniu przed maratonem praktycznie nie biegałem, mało jadłem. Pierwszy mięsny posiłek zjadłem dopiero w czwartek. W piątek było już ok, a w sobotę od rana bardzo dobrxe się czułem!

Droga

Postanowiliśmy wybrać się do Budapesztu rano w sobotę, a wrócić w poniedziałek po maratonie. Oczywiście zadbałem o wcześniejsze przygotowanie do drogi – na Słowacji przez którą przejeżdżaliśmy, na wyposażeniu samochodu musi się znaleźć kilka obowiązkowych rzeczy:

  • kamizelki odblaskowe (w kabinie, a nie bagażniku 😉 );
  • gaśnica samochodowa (moja nie miała już ważnej legalizacji);
  • komplet żarówek oraz bezpieczników.

Jeśli chodzi o ostatnie, to na szczęście są gotowe zasobniki z kompletem żarówek i bezpieczników. Kupi się w dużych marketach, na stacjach benzynowych. Znaleźliśmy również „zestaw obowiązkowy” na stacji benzynowej na granicy polsko – słowackiej w Zwardoniu.

Należy pamiętać również o winietach. Choć mogliśmy bezpłatnymi drogami jechać na Bańską Bystrzycę, to na wypadek ew. pomylenia drogi oraz chęci jak najszybszego pokonania trasy w sobotę, wybraliśmy drogę E75 na Trnawę, a później na przejscie graniczne w Komarnie.

Również na drogi dojazdowe – autostrady do Budapesztu – w naszym przypadku M1, obowiązują winiety.

Winiety Słowacja, Węgry

Ich zakup jest bajecznie prosty. Wszystko zrobimy w kilku krokach przez internet.

W pierwszym przypadku zakup jest bardzo prosty, gdyż strona działa również w polskiej wersji językowej. Strona jest niezwykle intuicyjna. Podstawowa wersja (samochód osobowy) to winieta 10 – dniowa. Jej cena to 10 euro. Płatności dokonałem swoją kartą w Euro. Najważniejszą rzeczą jest oczywiście podanie numeru rejestracyjnego samochodu. Elektroniczna winieta nie wymaga żadnych naklejek na szybie etc, choć potwierdzenie jej zakupu na wszelki wypadek wydrukowałem i zabrałem ze sobą.

Przejrzysta strona zakupu słowackich winiet

Otrzymujemy również smsy z systemu o początku obowiązywania winiety, w jej trakcie, a także przypomnienie o zbliżający się terminie ważności.

W przypadku węgierskiej winiety sprawa jest również prosta, choć trochę bardziej angażująca czas. Stronę można przełączyć na wersję anglojęzyczną. Należy wcześniej zarejestrować konto, zweryfikować linkiem przychodzącym na maila i dopiero wtedy przystąpić do zakupu. Aktualnie (październik 2019) winiety ciut podrożały. W wersji podstawowej (samochód osobowy) na 10 dni to koszt 3500 forintów. Opłaciłem polską kartą debetową i kosztowało mnie to lekko ponad 48 PLN.

Na winiety wydałem zatem łącznie ok. 100 PLN.

Budapeszt

Zależało nam na szybszej drodze, bo biuro zawodów w sobotę pracowało tylko do 17:00! Co prawda było otwarte jeszcze w niedzielę przed biegiem, ale kto chciałby odbierać pakiet na maraton w dniu biegu 🙂 Wyjechaliśmy z Częstochowy o 6:45 i byliśmy przed 15:00 w bazie zawodów.

Wcześniej na Placu Bohaterów, w tegorocznej edycji padło na kampus akademicki przy Dunaju. Były małe problemy ze znalezieniem miejsca parkingowego, gdyż właśnie w sobotę odbywały się już inne biegi – w tym niezwykle liczny na 10 km. Biuro zawodów zorganizowane w dużym namiocie, który w niedzielę pełnił rolę przebieralni. Bez kolejki.

Równie spory namiot obok był miejscem pasta party. Przed namiotem wydawane były wejściówki dla biegaczy, ale osoby towarzyszące mogły kupić sobie porcje – 5 euro lub równowartość w forintach.

Makaron jak zwykle letni, ale trzeba przyznać że porcja była sporawa! Do tego napój lub piwo oraz batonik. Już podczas makaronowej biesiady było dookoła słychać język polski. Już wtedy wiedziałem, że jesteśmy tu jedną z dominujących grup zagranicznych biegaczy. Hotel mieliśmy po drugiej stronie Dunaju, wiec o obejrzeniu zmagań biegaczy na 10 km oraz przejściu znajdujących się utaj stoisk, ruszyliśmy.

Hotel Atlas

Wybierając hotel sugerowałem się względną bliskością Placu Bohaterów. Zmieniono jednak miejsce startu, a rezerwacja hotelu została 🙂 Okazała się jednak równie dobra i bezproblemowa w dotarciu na start. Hotel mieni się jako obiekt 3* i wg mojej oceny zasługuje na nie.

Plusy obiektu:

  • po drugiej strony ulicy znajduje się stacja metra Janos Pal papa ter;
  • bardzo dobre śniadania wliczone w cenę;
  • dobra cena;
  • centralna lokalizacja – obok Lidl, osiedlowe Tesco oraz centralna część miasta.

W czasie weekendu w obiekcie było mnóstwo młodzieży, ale nie hałasowali. Hotel pobiera od nich kaucje na poczet ew. zniszczeń. Jest trochę ciasno na śniadaniu (czym wcześniej, tym lepiej), a przede wszystkim bywa, że trzeba czekać na windę. Po maratonie była taka kolejka (kwaterowała się duża grupa), że musiałem poprosić o przepuszczenie. Medal na szyi poskutkował.

Pokoje bardzo duże, czyste, łazienka choć nie nowoczesna, była czysta. Mogę spokojnie polecić dla wszystkich planujących zwiedzanie Budapesztu (genialna lokalizacja) oraz dla biegaczy – metrem spod hotelu podjechałem na stację Szent Gellert po drugiej stronie Dunaju. Do biura zawodów spacerem wzdłuż rzeki 1,5 km.

Maraton

Jak zwykle poranne, własne śniadanie i wyjście na metro. Bilet jednorazowy w prosty sposób kupuje się po wejściu na stację – zapłaciłem kartą i ruszyłem na dół. Szybko przemieściłem się na stację Gellert i ruszyłem w stronę startu. Wszystko poszło bardzo sprawnie, więc zdążyłem cyknąć foto po wyjściu z metra, rozejrzeć się po okolicy. W bazie zawodów było luźno, obsługa odświeżała toalety, nie było nigdzie żadnych kolejek. Czym bliżej 9:00 zaczęło się już robić gęsto. Przez to, że baza zawodów była na trawie, a w zasadzie zadeptanym już przez ostatnie dni placu, w powietrzu caly czas unosił się piach. Oddałem rzeczy do depozytu i ruszyłem na rozgrzewkę.

Nie było to jednak proste – wszędzie był gęsty tłum ludzi. Poza maratonem biegły również sztafety. Mnóstwo osób towarzyszących więc dobre 10 minut przeciskałem się, aby znaleźć odrobinę wolniejszej przestrzeni.

Faja pogoda, rano koło 12 stopni, niebo raczej zachmurzone, ale miało być sporo ciepłej w ciągu dnia. Ustawiam się w swojej strefie i startuję.

Na początku jak zwykle trochę ciasno. Najgorzej oczywiście z ludźmi, którzy stanęli sobie w strefie, która nijak odpowiadała ich początkowemu tempu. Oczywiście w zdecydowanej większości dotyczyło to osób biegnących w sztafetach. Kolejny raz piszę, że bardzo mi się nie podoba ta „festiwalowa” tendencja. Rozumiem na raczkujących imprezach chcących trochę podratować frekwencję. Maraton w Budapeszcie jest jednak jedną  z najbardziej znanych imprez w Europie, więc…

Tegoroczna trasa wiodła głównie drogami znajdującymi się wzdłuż Dunaju. Początkowo brak słońca był mocno łaskawy dla wszystkich. Magiczne budapesztańskie mosty i piękne widoki. Ewidentnie postawiono  w tym roku na nie blokowanie miasta. Wiadomo – spora liczba turystów. Rozumiem – mnie to osobiście nie przeszkadzało, ale trasa była momentami nużąca. Fajną gratką było końcowe kilometry na wyspie Małgorzaty.

Finalny czas OK biorąc pod uwagę temperaturę, ale jednak brakowało świeżości. Chyba organizm nie doszedł w całości do siebie po jelitówce, bo choć biegło się fajnie, to jednak z lekko zaciągniętym ręcznym. Na mecie woda, piwo bezalkoholowe, batonik proteinowy oraz banany.

Budapest Marathon

Przy pięknej, słonecznej pogodzie i ponad 20 stopniach Celsjusza, postanowiłem wrocić do hotelu na nogach (ponad 3 km), po drodze zaliczając oczywiście jakiś punkt odżywyczy. Ok – jak po większości maratonów – Mc Donald. Dwa razy w roku może być – szybka kaloria, szybkie jedzenie.

Spotkałem się z dziewczynami, które w czasie maratonu zwiedzały miasto i trzasnęły kilkanaście kilometrów i poszliśmy zregenerować siły w hotelu. Późniejszym popołudniem ruszyliśmy na miasto, zasilając się po drodze w Oktogon Bistro – popularnej knajpce, gdzie płacąc raz, korzystamy z dostępnego bufetu (dodatkowo płacimy za napoje). Generalnie chodziło o maksymalne najedzenie się po biegu. Nie byłem zdziwiony tym, że większość gości bistro to biegacze ubrani jeszcze w koszulki maratońskie i medale 🙂

W Oktogon Bistro ceny są różne w tygodniu, inne w weekendy. My za dwie osoby dorosłe i dziecko do 120 cm wzrostu zapłaciliśmy w złotówkach ok. 77 PLN (płaciliśmy kartą). Zaznaczam, że kupowaliśmy również napoje – piwo 0,5 L oraz dwie cole.

Podjechaliśmy na wieczornym spacer zabytkową linią metra (żółta M1) na Palc Bohaterów, pokręciliśmy się po okolicy i ostatkiem sił wróciliśmy na nogach na nocleg. Dzięki temu dziewczynom wyszło przez cały dzień ponad 20 km na nogach, u mnie ponad 50 🙂

W poniedziałek po bardzo dobrym śniadaniu w hotelu wyjechaliśmy w drogę powrotną. Tym razem malowniczymi górami, z przerwą na obiad, stąd w domu byliśmy dopiero późnym wieczorem.

Dystans: 42,195 km. Czas netto: 03:24:17

Zobacz również

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wypełnij to pole
Wypełnij to pole
Proszę wpisać prawidłowy adres e-mail.

Tomasz Filak

Cześć,
Blog o tematyce biegowo – rowerowej. Trochę o biegach, maratonach, a także filmy z ciekawych tras rowerowych.
Zawodowo zajmuję się turystyką.